szukaj:
strona główna | e-kartki | encyklopedia cytatów | encyklopedia wierszy | RSS

[ 0..9 |  (***) |  A |  B |  C |  Ć |  D |  E |  F |  G |  H |  I |  J |  K |  L |  Ł |  M |  N |  O |  P |  R |  S |  Ś |  T |  U |  V |  W |  X |  Z |  Ź |  Ż ]

Do matki - Wiesław Musiałowski
Tak mało mogę, ledwie pacierz jaki
i kogo prosić - Jezusa, Maryję,
żeby choć umieć odczytać te znaki,
które mi kreślisz. Czemu tylko we śnie?
Więc okłamujesz, że w zaświatach żyjesz
jeżeli prawda, tak rani boleśnie!

Zawsze mówiłaś o wszystkim uczciwie,
a teraz więzisz niepotrzebnie myśli,
jak ziarna chleba strącone na niwie
kosą żniwiarza, jakby w dobrej wierze
- to tak, jak z Tobą - i czasem się przyśnisz,
i porozmawiać nie chcesz ze mną szczerze.

Choć jesteś przy mnie, jednak zbyt daleko,
by dotknąć można przezroczystej twarzy...
już prawie sięgam - lecz ulatasz lekko,
jakbyś szydziła z tej ludzkiej niemocy
i po raz któryś chciałbym się odważyć,
i śnić na jawie, gdy otworzę oczy.

Nie dziw się zatem - można przecież zwątpić.
Gdyby choć poczuć, ale jesteś cieniem
więc nie powinnaś zbyt surowo sądzić.
Zrozumiesz pewnie, bo przecież umiałaś
dzielić się ze mną własnym sumieniem.
Wiem że wybaczysz, tak jak wybaczałaś

potknięcia wszelkie (miałem ciasne buty).
To pewnie wina szewca albo mody,
bo ja przez życie do butów przykuty
szedłem beztroski gdzie mnie prowadziły.
Może to szczęście? - że w czas niepogody
tak źle skrojone, tęgo w stopy piły.
Dodane przez: pmusiaowski
Bookmark and Share
Zobacz inne wiersze tego autora.

© 2004-2010 Kontakt. Wszelkie prawa zastrzeżone Regulamin Zgłoś problem/błąd Poleć nas RSS