Och, boski żywot ma artysta.
może po tyłku głaskać nike
bez figo-fago, oczywista.
Albo na spacer iść z nocnikiem,
gdyby mu siusiu się zachciało.
Ma też play-szajbkę z dozownikiem,
by przed publiką sprężyć ciało.
Słysząc podziwu - ochy, achy,
tudzież wiwaty: mało, mało
rozbudowuje dzieł swych gmachy.
Na dach się wspina, gdzie mu wena
natchnienie wlewa w umysł z flachy.
Czegoż artysta taki nie ma...
potrafi słowne boje toczyć,
opracowawszy w kuchni schemat,
jak łatwo pozbyć się roztoczy.
Artysta pewnie i przeleci
sprzątaczki matkę oraz dzieci
inteligenta córkę ciecia
i będzie sławny przez stulecia.
Dzieło, to dzieło, kurwa mać
z artystą w parze. Musi trwać!
Dodane przez: pmusiaowski