Dzień skrzydlaty - Bolesław Leśmian Dzień skrzydlaty Rozwidniły się w słońcu dwie otchłanie - dwa światy - Myśmy byli - w obydwu... A dzień nastał skrzydlaty. Nikt nie umarł w dniu owym - nie zataił się w cieniu... I pamiętam, żem myślał o najdroższym strumieniu. Nie mówiłaś nic do mnie, lecz odgadłem twe słowa. A on - zjawił się nagle... Zaszumiała dąbrowa. Taki - drobny i nikły... I miał - ciernie na skroni. I uklękliśmy razem - w pierwszej z brzegu ustroni. W pierwszej z brzegu ustroni - w pierwszej kwiatów powodzi. I zdziwiło nas bardzo, że tak biednie przychodzi. Ubożeliśmy chętnie - my i nasze zdziwienie... A on - patrzał i patrzał... Cudaczniało istnienie... Zrozumieliśmy wszystko! - I że właśnie tak trzeba! I że można - bez szczęścia... I że można - bez nieba... Tylko drobnieć i maleć od nadmiaru kochania. A to była - odpowiedź, i nie było - pytania. I już odtąd na zawsze przemilczeliśmy siebie, A świat znów się stał - światem... I czas płynął po niebie. I chwyciłaś źdźbło czasu, by potrzymać je - w dłoni, A on - patrzał i patrzał... I miał - ciernie na skroni. Dodane przez: HdwaO
|