Ni morza stalowego fale napastliwe
Ni Tatry-chmur drapacze wyższe niż Manhattan
Ni Białowieskiej Puszczy dęby-wiecznie żywe
Ani w wieże wawelskie wmurowane lata...
...Ale rak, co go dotąd nikt jeszcze nie złapał,
Ale kobiałka wczesnych, zakurzonych śliwek
I koza prowadzona gdzieś za rogi krzywe
I oset, który bodą piętę mi podrapał...
Nie trasy, autostrady, Novotel, Intraco
Ani stada dyskotek w stroboskopów smudze,
Smokingowe night-kluby, wzbronione pętakom
Mi pachnące salony elektrycznych złudzeń...
Ale rynek miasteczka unurzany w nudzie
I dach z przegniłych gontów, dobrze znany ptakom,
Ciepły chleb o nieznanym, zapoznanym smaku
I drzwi wąskie, skrzypiące, a za nimi - ludzie...
1977
Dodane przez: HdwaO