szukaj:
strona główna | e-kartki | encyklopedia cytatów | encyklopedia wierszy | RSS

[ 0..9 |  (***) |  A |  B |  C |  Ć |  D |  E |  F |  G |  H |  I |  J |  K |  L |  Ł |  M |  N |  O |  P |  R |  S |  Ś |  T |  U |  V |  W |  X |  Z |  Ź |  Ż ]

Weronika - Antoni Słonimski
W małym, zielonym weneckim hotelu,
Pod beczką, na której siedział amor z żółtej blachy,
Zaproszony przygodnie, na obcym weselu
Piłem zdrowie i krzykiem zagłuszałem strach.

W sali już podawano na srebrnych talerzach
Ościste morskie ryby smażone w oliwie,
Gdy zaczęła się owa gonitwa po wieżach,
Po balkonach, piwnicach, nierozumna straszliwie.

Tuż za oknami, na mokrych lagunach,
Ujrzałem niebo gwiazdami przekręcone na opak;
Panna młoda w welonach biegła jak w całunach,
Gdy na schodach gaz zgasił kędzierzawy chłopak.

Na próżno się w pokoju zlękniony ukryłem -
Weroniko! twych woalów biała, zimna chusta
Goniła mnie zbyt długo, aż ją poplamiłem,
Pokrwawione me nagle przykładając usta.

Twarz moja krwią odbita na białych ręcznikach
Majaczyła w półmroku jak stugłowy pas.
Jeden ślad został na bieli stanika,
Jak znak serca krwawiący, jak czerwony as.

Na chustach Weroniki karminowa twarz
Zdawała śmiać się ze mnie białymi zębami,
Kiedy stromą uliczką, chwiejnymi krokami
Szedłem, bity przez gawiedź, popychany przez straż.
Dodane przez: HdwaO
Bookmark and Share
Zobacz inne wiersze lub cytaty tego autora.

© 2004-2010 Kontakt. Wszelkie prawa zastrzeżone Regulamin Zgłoś problem/błąd Poleć nas RSS