Dziecko się rodzi (fragmenty)
I
Głodne uszy toną w radościach,
jakich nie znał Bach ani jeden -
bo jest szum na superwysokościach,
jakby z nieba nr 7.
Ale jeszcze wyżej: nad tym szumem,
nad tym niebem świecącym modro,
nad wieżami i kopułami,
twoich oczu najwyższa mądrość.
VIII
Ech, muzyka, muzyka, muzyka,
spod smyka zielony kurz,
lecą gwiazdy zielone spod smyka,
damy karo, bukiety róż.
Ulica jak kwinta napięta,
z latarniami wzdłuż, cieniami wszerz -
i radości na firmamentach
spadająca w usta jak deszcz.
Dach śpiewa. Dom śpiewa. Kot wstaje
i na młynku do kawy gra.
A płomyk przed świętym Mikołajem
jak szczerozłota łza.
IX
Księżyc stanął przy drugim piętrze,
taki młody, taki zaręczynowy!
i w srebrzystym powietrzu dźwięczy
przed twą szybą, w pobliżu twej głowy.
Wiem: w tej chwili twe loki kare
rozsypały się jak winogrona -
i ty również, patrząc na zegarek,
myślisz: chłopczyk czy dziewczynka wytęskniona?
Na obrączkę patrzysz: W niej są blaski
jak latarnie, co wiodą do celu.
I wspomnisz wietrzny most warszawski
i mój czarny, komiczny kapelusz -
i te pocałunki, oczywiście -
i spacery, spacery do rana -
i znów piszę jak w pierwszym liście:
"Chwała ci, dziewczyno ukochana!"
A tu burza kwiatów na parapecie
z czerwonych goździków strzela.
I pomyśleć, że to pierwszy kwiecień!
I pomyśleć, że to niedziela.
1948
Dodane przez: HdwaO