Wierzbo, z mokradeł na chleb przeplatana
gładka i giętka, jak rózgi
potrzebne ojcom, dzieci na kolanach
modlitwa, toast i bluzgi.
A ty, płacząca na skwerze
oblubienico ławkowych tułaczy
- w parkowej wierzbo operze
solo, z podkładem chóru skarg, opacznych.
Ty, od słowików - noc, księżyca pełnia
i do świtania kląskanie
łozo, wśród wierzb niskopienna
takie to twoje, kochanie.
Wierzbo, z przydrożną kapliczką,
jak na ironię przy rozstajnych drogach:
jedna - pod górę pszeniczną,
druga - po ścierni, ale czy do Boga?
Dodane przez: pmusiaowski