|
Ludzie kochają zwycięzcę. Podziwiają go. Zachwycają się nim, więcej, wielbią. Opisują go, używając słów takich jak bohater, odwaga i wytrwałość. Garną do niego, chcą go dotykać. Pragną być tacy, jak on. (...) Ale dlaczego? Jakie cechy zwycięzcy chcemy naśladować? Jego zaślepioną pogoń za czczą chwałą? Jego rozdętą samolubną obsesję, by zawiesić na szyi kawałek metalu? Gotowość poświęcenia wszystkiego, w tym ludzi, żeby w imię zdobycia tandetnej statuetki być lepszym od innych na sztucznej nawierzchni? (...) Dlaczego oklaskujemy ten egoizm, tę miłość własną? Błękitna krew Miejscem, gdzie możemy ludzi ocenić, nie jest ani forum, ani pole, ani rynek, ani kościół, ale ich codzienne życie i ich dom, kiedy odkładają na bok maskę i są osądzani jako diabły lub anioły, bohaterowie lub szarlatani. Nie dbam o to, co mówi o nich świat, czy obdarowuje ich zaszczytami, czy obrzuca jajkami. Nie dbam o ich reputację czy religię. Jeśli ich rodzina lub znajomi lękają się ich przybycia, wtedy są oszustami, nawet jeśli modlą się dzień i noc. Jeśli dzieci biegną im na powitanie do bramy, a światło miłości opromienia twarze rodziny, gdy spotykają się przy końcu dnia, możesz przyjąć za pewnik, że ci ludzie to prawdziwy skarb. Potrafią wiele wybaczyć ludziom, którzy wolą nienawiść całego świata niż pogardę tych, którzy kochają, i którzy woleliby przywołać gniew na twarz króla niż strach na twarz dziecka.
|
|