I
Było tyle słów obojętnych
i ostrych
i na twarzach tylko grymas
dzień
teraz trudniej nam przeżyć
niż naszym rodzicom
przerażenie i rozdarcie
chłeptanie życia gorączkowe
strąceni niedojrzali
z otwartymi ustami
ociekamy krwią
I nie było pory rozkwitania.
II
Było rozdarcie nienawiść
niechęć wzajemna i grymas
był zaułek ślepy
i płaskie twarze murów
dziobate od salwy
wywalani z bydlęcych wagonów
stado pędzone razami
i rykiem
a obok tylko łapy psów
łapy psów
łapy psów
Ja wiem nie trzeba tak
ja wiem ja wiem
ale
kiedy przyjaciel wyciągnie rękę
zasłaniam głowę jak przed ciosem
zasłaniam się przed ludzkim gestem
zasłaniam się przed odruchem czułości.
III
"Suche nasze głosy
kiedy szemramy
cicho i naiwnie
jak wiatr w wyschniętej trawie
lub szczurze łapki w rupieciach
naszych pustych piwnic..."
Poeci którzy wymierzyli swe życie łyżeczką od kawy
są jak ubranka ptaków
po dwa
albo futrzane ubranka zwierząt
które lśnią
i spływa po nich woda
kiedy zamykają drzwi
tam wewnątrz jak gipsowe figury
ze słodkimi uśmiechami idiotów
mówią "prawda? co to jest prawda?"
wznoszą oczy do nieba
wzruszają ramionami
a są to stworzenia które
mają po dwa języki
dwa oblicza
i sztuczne wnętrzności
kręcą się dokoła na kręgosłupach
obracają płaskie twarze na kręgosłupach
wieje wiatr wieje wiatr
przyciskam powieki
piszczą moje oczy rozbiegane
miękkimi pyskami dotykają
mojego serca
Dodane przez: HdwaO